Trzecia książka Yanko Wojownika nosi tytuł: Błysk w czasie. Tom I. Nie poemat. Jest to próba połączenia formy poetyckiej, do jakiej autor zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników, z zupełnie nową dla siebie konwencją – prozatorską. Tej prozy nie znajdziemy wprawdzie za dużo, dostajemy zaledwie niewielką dawkę, niejako „na próbę”, widać od razu, że autor nie potrafi uwolnić się od ulubionego wierszowania, aczkolwiek dzięki owym strzępkom niewierszowanym całość literacko zyskuje jak gdyby nowy wymiar. Powiedziałbym: eksperymentalny.
Ponad rok temu wypowiadałem się o pierwszym zbiorku Yanko Wojownika: Szara soczewka. Aforyzmy, wiersze, haiku i inne… Zwracałem wówczas uwagę nie tylko na undergroundowe postrzeganie przezeń spraw, ale i ciągotki do mieszania literackich konwencji (wtedy tylko i wyłącznie poetyckich), jak również na urzekający dystans (autora) do siebie samego, a przede wszystkim do własnej twórczości. Błysk w czasie jeszcze wyraźniej ukazuje te tendencje.
Nie ma co kryć – wymowa książki gorzka, momentami nieomal dekadencka. Jest jeszcze ciężej, niż było w Szarej soczewce. Świat widziany oczami Yanko Wojownika nie może nikogo specjalnie pokrzepić. W zasadzie jedynie aspekt sztuki, jej kontemplowania, a przede wszystkim uprawiania niesie jakieś pozytywne emocje. Czuć, że tworzenie daje autorowi moc, motywację do działania, radość, paliwo, słowem – że go w życiu napędza. W tej interpretacji pozwalam sobie na upraszczające utożsamienie postaci narratora z autorem, ktoś może zarzucić, że niesłusznie. Że może należałoby podejść do sprawy ostrożniej albo wręcz oddzielić kreację literacką od życia… Może. Aczkolwiek nie wydaje mi się, aby zabieg takowy był wielce ryzykowny (utożsamienie), a tutaj konieczny (rozgraniczenie). Utwory Yanko Wojownika w sposób konsekwentny wciąż pozostają bowiem wyraźnie autobiograficzne, i chyba sam zainteresowany nigdzie tego nie ukrywa. Jeśli któryś z czytelników mógł mieć dotąd wątpliwości – próbki prozatorskie raczej dostatecznie go już przekonają, żeby się tych wątpliwości wyzbyć.
Najbardziej poruszył mnie wątek pięknej i zarazem oziębłej „wiedźmy” z banku, naiwnego staruszka i zaoferowanej mu podstępnie lichwy, przez specjalistów od wyłudzania pieniędzy eufemistycznie zwanej „udzielaniem kredytów”. Jako autor Kredytu na żula mogłem się uśmiechnąć, aczkolwiek był to śmiech przez zły. Co prawda Yanko Wojownik ukazuje perfidię współczesnych systemów finansowych w zupełnie innym świetle, znacznie dosadniej i bardziej przejmująco, lecz problem jest problemem, który w gruncie rzeczy mało kto we współczesnym społeczeństwie konsumpcyjnym dostrzega, a już na pewno mało kto się nad nim zastanawia. Zmora naszych czasów, niestety raczej nie do rozwiązania. Yanko Wojownik słusznie ją piętnuje.
À propos naszych czasów. Autor otwarcie uważa się za człowieka niewspółczesnego. Żali się trochę, że jego czasy minęły kilkanaście lat temu, a teraz czuje się już obco. No cóż, każdy z sentymentem wraca do lat młodości, być może po czterdziestce proces ten właśnie się zaczyna. Choć to pewnie sprawa indywidualna. W każdym razie jeśli taki a nie inny odbiór rzeczywistości u Yanko Wojownika faktycznie zaistniał – dla obrazu literackiego to raczej dobrze. Sprzyja trzeźwiejszemu spojrzeniu.
Nie lubię oceniać książek bezduszną liczbą gwiazdek, lecz poruszając się w internecie trudno doprawdy od tych ocen całkowicie uciekać. Jako stały użytkownik serwisu Lubimy Czytać przyswoiłem sobie zatem skalę dziesięciostopniową. Szarą soczewkę oceniłem bodaj na siedem. Od oceny Kilkudziesięciu zwykłych wierszy dyplomatycznie się uchyliłem (to akurat od „a” do „zet” konwencjonalna poezja – całkiem nie mój klimat). Trzeciej książce Yanko Wojownika daję sześć, czyli ocenę dobrą. O gwiazdkę mniej od tomu pierwszego, głównie z dwóch powodów – brak profesjonalnej korekty, momentami trafiają się błędy ortograficzne, tekst upstrzony szalejącymi akapitami, ale w Błysku przede wszystkim jakoś zabrakło mi tej debiutanckiej świeżości, która charakteryzowała Szarą soczewkę. Być może kwestia pośpiechu w przygotowaniu publikacji do druku (od zera powstała ponoć w miesiąc)? Nie wiem, ciężko orzec. Jest wszakże nadzieja, że Błysk w czasie stanowi po prostu przełom w twórczości Yanko Wojownika, zdającego się właśnie wkraczać na drogę odważnych eksperymentów artystycznych. Należy życzyć autorowi, aby nie zabrakło mu energii, no i żeby obrany kierunek nie okazał się ślepym zaułkiem.