Jubileusz na roboczo

Dotarłem do setnego wpisu na odnowionej wersji bloga (to znaczy konkretnie od momentu jego przeniesienia na domenę .com, co miało miejsce niespełna dwa lata temu – 22 maja 2016). Z ciekawości zerkam sobie w archiwalia sprzed roku (sprzed dwóch nie mogę, bo strona jeszcze wówczas nie funkcjonowała i nie mam żadnych archiwaliów). Czym ja się wtedy zajmowałem? Otóż na tapecie były dwie rzeczy: promowanie Abubaki i finalizowanie planowanego pierwszego tomu planowanej serii fantastyczno-historycznej. Z liczby postów wnioskuję, że obie te sprawy mocno mnie wtedy kręciły.

W ramach działań promocyjnych nowo wydanej powieści wkraczałem, zdaje się, w najintensywniejszy okres, który w gruncie rzeczy potrwał do wakacji. Potem już spotkań nie organizowałem, kontaktów z mediami też jakoś nie było, zająłem się innymi projektami. Kiedy zerkam za siebie, ów rok do tyłu, dziś już dość odległe wydają mi się i odbyte wtedy spotkania z czytelnikami, i udzielone wywiady, i sama Abubaka. Wstyd przyznać, lecz praktycznie o tej książce zapomniałem.

Z kolei materiał powstały na przełomie 2016/2017, nieco tajemniczo nazywany przeze mnie powieścią fantastyczno-historyczną, wciąż leżakuje i dla postronnego czytelnika pozostaje zagadką. Rozesłałem go wprawdzie w maju do wyselekcjonowanych wydawców, lecz uzyskany odzew nie spełnił ani nadziei, ani oczekiwań, jakie pokładałem – i wciąż pokładam – w pomyśle na długi, ciekawy, komercyjny cykl. O ile jeszcze jesienią można było od biedy rzec, a nawet liczyć, że ktoś odezwie się z ciekawą propozycją, tylko że milczy zawalony innymi maszynopisami, o tyle na dziś już porzuciłem płonne nadzieje (minęło przeszło 10 miesięcy). Żadna poważna oferta nie nadeszła, tylko mniej poważne, a powierzać tekst komuś nie do końca przekonanemu o sukcesie (i bez klarownej wizji na przyszłość) nie chcę. Raz popełniłem taki błąd, konkretnie w przypadku powieści koszarowej Jak zostałem bażantem, gdy wydawca nie tylko okazał się zupełnie bezradny w sensie wsparcia medialno-promocyjnego, lecz jeszcze nie wywiązał się z zobowiązań finansowych, i w zasadzie zniknął z horyzontu. Na kierowanie sprawy do sądu nie mam ochoty. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak przyblokowanie materiału (na 5 lat) zgodnie z kończącą się już na szczęście umową, która jednak dalej formalnie wiąże mi ręce w kontekście wznawiania książek koszarowych. Ale to inna bajka, o niej kiedy indziej.

Więc krótko mówiąc, rok temu zdawało mi się, że będę w zupełnie innym miejscu – i że będę zajmował się zupełnie innymi książkami (zarówno jeżeli chodzi o ich promowanie, jak i pisanie). Tymczasem wyszło tak, że choć z marszu usiłowałem jeszcze w lipcu tworzyć II tom fantastyczno-historyczny, i nawet powstał sensowny, logiczny, w miarę dokładny szkic książki – wraz z rozdziałem pilotażowym, i zebrałem większość materiałów, i poświęciłem praktycznie cały czerwiec na odrobienie pracy domowej (niezbędna część studialna, w tym jedna wizyta w dość odległym „terenie”), a więc zainwestowałem trochę w ów cykl – po sierpniowym urlopie pracę nad II tomem zawiesiłem.

Oto z wakacji wróciłem natchniony kontynuowaniem serii książek koszarowych (chyba wskutek intensywnego odświeżania sobie „do poduszki” genialnej trylogii Kirsta 08/15), a przede wszystkim zaświtało mi w głowie, by wziąć sprawy (wydawnicze) we własne ręce i już raczej nie występować w roli petenta. Choć nie zrealizowałem póki co idei samowydawania, teoretycznie z grubsza sprawę ogarnąłem, oswoiłem się z myślą, no i właściwie czekam już tylko na odpowiedni moment, aby wystartować (blokują mnie wspomniane wyżej majątkowe prawa autorskie do Jak zostałem bażantem). Niby miałem zacząć od cyklu z historią w tle, lecz jesienne prace nad III tomem SPR-u, jak również narodzenie się wówczas realnej idei pokuszenia się o tom IV, wyzwoliły u mnie inne pragnienia i zasugerowały mi inne priorytety: raczej będę dążył do rozpoczęcia własnej działalności wydawniczej od cyklu książek wojskowych.

Tym bardziej że dopisałem w lutym brakujące rozdziały do tomu II (praktyka dowódcza), jest już skompletowany. Objętościowo odpowiada klasycznemu SPR z 2003 roku. Też jest czysto fabularny, bez wstawek wspomnieniowych czy quasi-kronikarskich, na jakie pozwalam sobie w lekko nietypowej części III. Przeredagowałem całość trylogii (wkrótce jeszcze raz ją wygłaskam – a potem już skieruję do zaufanej redakcji zewnętrznej). No i rzecz najciekawsza – aktualnie siedzę nad listami, czyli nad tomem IV. Częściowo w oparciu o owe listy (oryginalne, zachowane, moje własne, które poddaję digitalizacji, czyli de facto obróbce kosmetyczno-redaktorskiej), częściowo o nowe pomysły chciałbym bowiem w tomie czwartym sagi espeerowskiej opowiedzieć o epistolografii w powieści żołnierskiej. Jeden z aspektów literatury koszarowej, który od zawsze mnie rajcował i rajcuje do dziś. Ale to też temat na inną bajkę…

Reasumując, rok temu zupełnie nie przyszłoby mi do głowy, że będę zajmował się tym, nad czym obecnie ślęczę. Szczególnie w perspektywie dotarcia do jubileuszowego wpisu blogowego.

Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *