Dokładnie sto lat temu urodził się jeden z najważniejszych dowódców powstania antykomunistycznego w Polsce – major Marian Bernaciak ps. „Orlik”. Pochodził z Zalesia k. Ryk. Jak podaje Wikipedia: „podporucznik rezerwy Wojska Polskiego, członek ZWZ-AK, dowódca oddziału partyzanckiego AK, a następnie Zrzeszenia WiN na Lubelszczyźnie.”
Faktycznie „Orlik” działał na Lubelszczyźnie. Piękną żołnierską kartę zapisał już podczas okupacji niemieckiej, niemniej to walka przeciwko okupantowi sowieckiemu uczyniła z niego postać legendarną. Komuniści bali się „Orlika” panicznie, o czym najlepiej świadczy fakt, że kiedy dopadli go wreszcie pod kuźnią w Piotrówku (wskutek donosu miejscowego sołtysa Maraszka), całą zgraję stalinowskich sługusów z LWP, MO i UB, którzy strzelali do uciekającego polskiego oficera, sowicie nagrodzono i odznaczono (w tym Virtuti Militari, co było jedną z największych – o ile nie największą – hańbą w historii przyznawania tego odznaczenia)…
Ale mniejsza o ubeków. Marian Bernaciak był postacią wyjątkową. Z racji zagłębiania się w realia epoki, przeczytałem w ostatnim czasie sporo książek o „Orliku”. O wybranych pozycjach pisałem na blogu. Komendant Bernaciak pojawia się gościnnie w mojej nowej książce, w nieco dłuższej roli pojawia się też jego najwierniejszy przyjaciel – zastępca i adiutant Wacław Kuchnio ps. „Spokojny”. Mówiąc o „nowej” książce, mam na myśli pierwszy tom cyklu historyczno-przygodowego, gdyż nad takowym aktualnie pracuję. Tom pierwszy właściwie jest już ukończony. A ściślej rzecz biorąc: ukończyłem wersję surową, lecz znajduje się ona na etapie niezbędnych retuszy fabularno-kompozycyjnych.
A wszystko zaczęło się od lektury pewnego paszkwilowego tomiku z serii Biblioteki Żółtego Tygrysa, który powstał pod koniec lat siedemdziesiątych, a który wpadł mi w ręce jakieś 2 lata temu. Jako że od zawsze fascynowała mnie technika oraz sposoby komunistycznego przekłamywania prawdy (a właściwie pisania peerelowskiej historii na nowo), zacząłem się wgryzać w temat. Tygrysków szkalujących Wyklętych powstało oczywiście wiele (od czasu do czasu pisuję o nich na blogu), niemniej to właśnie „dzieło” ubeka Strześniewskiego – który nadając tytuł swoim wypocinom wzorował się najprawdopodobniej na wcześniejszym „dziele” niejakiego Jarnickiego – okazało się dla mnie najbardziej inspirujące.
Naturalnie jest to temat na odrębną opowieść. Dziś chciałem zwrócić uwagę na setną rocznicę urodzin wielkiego polskiego bohatera. Żałuję trochę, że nie zabrałem się wcześniej za tę tematykę, bo być może udałoby się zdążyć z premierą książki na 6 marca 2017. Nie udało się. Ale po pierwsze: lepiej późno, niż wcale. A po drugie: co nagle, to po diable. Powieść wymaga jednak solidnego dopieszczenia.
Marian Bernaciak to jedna z najwybitniejszych postaci XX w. Szkoda tylko, że tak mało o nim cały czas się mówi. Setna rocznica urodzin, a tu ani widu, ani słychu mediach, także tych, które określają siebie jako prawicowe. Cześć i Chwała Bohaterowi!
W pełni się z Panem zgadzam. Mnie też to zdumiało – taka okazja, a w mediach kompletna cisza. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dorastające pokolenie okaże się w przyszłości bardziej oczytane, spostrzegawcze czy po prostu lepiej historycznie wyrobione. Trzeba uczyć w szkołach historii – ale nie sztywno, tylko atrakcyjnie, innej rady nie ma. Zresztą cenna jest każda pozytywna inicjatywa, aby pamięć o Bohaterach trwała.
Książek o Marianie Bernaciaku już by się co najmniej kilka uzbierało (i to całkiem wartościowych – na czele ze wspaniałą biografią autorstwa pana Suleja), tylko może nie są one dla młodzieży zbyt przystępne? Trudno powiedzieć. Nieraz się nad tym zastanawiałem i nic jak dotąd nie wydumałem. Przydałby się dobry film… Ale to raczej sfera marzeń.
Liczę po cichu, że do jakiegoś ułamka potencjalnych sympatyków współczesnej polskiej historii uda mi się dotrzeć z cyklem lekkich, wciągających, przygodowych książek, jaki sobie obmyśliłem i nad jakim konsekwentnie pracuję. Tyle że oczywiście znów wszystko rozbija się o promocję, o ile w ogóle uda mi namówić jakiegoś wydawcę na opublikowanie tego typu materiału… Ale trzeba działać. Nie ma innego wyjścia. Na nic się nie oglądać, tylko działać.
Dziękuję Panu za celny komentarz.