Przed premierą Abubaki wydawnictwo zwróciło się do mnie z pytaniem, czy mógłbym zasugerować jakichś blogerów, do których warto wysłać książkę. Nie mam szerokiego rozeznania w tzw. blogosferze, trochę na chybił trafił podałem kilka adresów tych, co kiedyś o moich publikacjach pisywali. Najwyraźniej był to błąd. Właśnie wyguglowałem pierwszą „recenzję”. Ksywę blogera przemilczę. Niestety ów człowiek kompletnie nie zrozumiał powieści… Na dodatek zaraz po rzekomym przeczytaniu wystawił książkę na allegro za mniej niż pół ceny!
No cóż, mam nauczkę, drugi raz żadnych oceniaczy podsuwał już wydawcy nie będę. Przykre, że ten facet zgodził się na „recenzowanie” (bo rozumiem, że rękę po darmowy egzemplarz ochoczo wyciągnął i nikt mu pistoletu do głowy nie przystawiał), podczas gdy otwarcie przyznaje w swoim tekście, że thriller metafizyczny to nie jego działka i w ogóle nie rozumie utworów z metafizyką w tle. Na ile się zorientowałem, gość wiele w życiu raczej nie przeczytał, a jego obcowanie z literaturą sprowadza się najwyraźniej do prostych, niewymagających i nieabsorbujących książeczek opartych na fabule, sensacji czy po prostu na akcji. Zero wysmakowania, żadnej erudycji, rozczulająca nieumiejętność zrozumienia wielopłaszczyznowości utworu – bądź chociażby zwykłego dostrzeżenia zabawy polegającej na świadomym wymieszaniu gatunków i konwencji – jawny brak zdolności wyłapywania odniesień do literackiej klasyki. I to ma być recenzent?
Nic, dla mnie nauczka. Mój błąd. Drugi raz już się chyba nie dam wciągać w żadne dobieranie blogerów. Jeśli wydawca ma jakichś stałych współpracowników i z własnej inicjatywy parę egzemplarzy porozsyła – ok, nie moja sprawa, nie będę się wtrącał. Ale osobiście jestem zdania, że jeżeli ktoś chce się z książką zmierzyć – bo szanuje autora albo go zaintrygował opis katalogowy – to niech ją sobie kupi, może wtedy lepiej doceni. Jeśli ja sam mam ochotę na jakąś lekturę, gdyż coś o niej słyszałem albo chcę na przykład napisać słówko w internecie – normalnie kupuję w sklepie, a nie oglądam się na jałmużnę. Darmocha psuje. Nie mówiąc już o tym, że jak nie zrozumiałeś utworu, chłopie, a dostałeś prezent – to go odłóż, ochłoń, odczekaj, daj sobie czas, niech ci się w głowie wszystko poukłada, może dojrzejesz, może dorośniesz do ambitniejszej literatury, może docenisz walory artystyczne i przemycone smaczki, może w utworze prozatorskim spostrzeżesz coś więcej niż tylko trywialną fabułę, a w przyszłości – kto wie – sięgniesz ponownie i coś więcej z tekstu wyniesiesz…
Ale nie. Ważne jest 15 złotych. Tu i teraz. Koleś natychmiast książkę wystawił na allegro za mniej niż pół ceny okładkowej (w opisie jako „prawie nową”) i zadowolony czeka, aż mu skapnie 15 PLN. Żenada.