W poszukiwaniu lektur nieoczywistych, trochę na fali zainteresowania postacią Eugeniusza Małaczewskiego, trafiłem na kompilację dwóch niedużych książeczek Zdzisława Chrząstowskiego: Górne i durne oraz Na Murmań. Oba tytuły pierwotnie ukazały się w latach trzydziestych XX wieku, lecz później chyba mało kto już o nich w ogóle słyszał.
Część pierwsza, Górne i durne, to wspomnienia autora z lat dzieciństwa i młodości, wyrastającego w polskim dworze kresowym, w okresie przedrewolucyjnym. Porusza obraz ówczesnej Litwy, relacji: polski szlachcic-litewski chłop, krajobrazów, przestrzeni, przyrody jak gdyby nienaruszonej przez cywilizację. Ale czuć także piętno zaborcy, wspólnego wroga Polaków i Litwinów, bólu pozostałego po dramatycznym roku 1863 i nadziei na zrzucenie carskiego jarzma w przyszłości. No i Kowno, gdzie uczęszczał do gimnazjum młody Chrząstowski. Niemen – dodatkowy urok rozdziałów gimnazjalnych… Po tegorocznej wakacyjnej eskapadzie urywki te mogłem docenić w dwójnasób.
Z kolei druga część, Na Murmań, jakby słabsza. Tematyka nie mniej frapująca, lecz narracja pobieżna, skrótowa. Trochę więcej obiecywałem sobie po lekturze, zwłaszcza zachęcony opisem katalogowym („pełna niebezpieczeństw podróż przez ogarnięty wojną i rewolucją Wschód”). Trzeba jednak pochwalić wydawnictwo za to, że wyszukuje w bibliotecznych odmętach zapomniane perełki i z żelazną konsekwencją proponuje je współczesnemu czytelnikowi. Jeszcze nie zawiodłem się na tytule firmowanym przez LTW.