Nie tylko sportowe media obiegła wieść, jak to sfrustrowana słabymi wynikami w Pjongczang i falą nienawistnych komentarzy polska biathlonistka brzydko się wypowiedziała do kamery:
– A wszystkim tym, którzy twierdzą, że przyjechaliśmy na wycieczkę tutaj, to wam powiem, że w dupie byliście i gówno widzieliście, sorry.
Oficjalnie filmik na krótko pojawił się w sieci (nieoficjalnie wciąż jest do wygooglowania i obejrzenia, np. tutaj), lecz co narobił zamieszania, to narobił. Oburzano się, pisano o „skandalicznej” wypowiedzi, o „szokujących” słowach polskiej olimpijki itp. Tymczasem dziewczyna zwyczajnie powiedziała prawdę. Jest jak jest. Zgraja niedowartościowanych „ekspertów” sprzed telewizorków i komputerków, siedząc wygodnie na tłustych dupskach, wylewa jad, choć nie ma bladego pojęcia ani o idei igrzysk olimpijskich, ani o specyfice przygotowań i kwalifikacji, ani o zasadach finansowania wyjazdów reprezentacji na igrzyska, ani tym bardziej o biathlonie czy jakimkolwiek innym sporcie. Przykre mamy czasy, gdy każdy debil może bezkarnie „publikować”, bo w swoim mniemaniu uchodzi za znawcę. Tymczasem niejednokrotnie mądrzej jest milczeć – szczególnie jeśli nie masz nic wartościowego do powiedzenia. Zawsze przypomina mi się tekst Lema, który pod koniec życia zauważył, że dopiero internet uzmysłowił mu, ilu jest na świecie półgłówków. Wielki mistrz jak zwykle miał rację. Tak zwani hejterzy to na ogół żałosne indywidua, które nigdy niczego nie osiągną, a ich nazwisk nikt nigdzie nie utrwali.
W pełni popieram sens nagrania pani Weroniki. Potem się jakoby zreflektowała i przepraszała, pewnie wskutek sugestii wysyłanych przez federację czy misję olimpijską, ale w zasadzie za co tu przepraszać? I przede wszystkim – kogo przepraszać? Sformułowanie było dość dosadne, fakt, ale nie wydaje mi się, aby nieodpowiednie dla właściwych adresatów. W sumie i tak chyba zbyt lekkie.
Nawiasem mówiąc, dawno temu napisałem i nagrałem na ten temat piosenkę pt. Jad. Już wtedy mnie te kwestie poruszały, choć o ile sobie przypominam – nie określano ich jeszcze mianem hejterstwa. Wraz z rozwojem internetu zjawisko stało się jednak na tyle powszechne, że ukuto stosowny termin. Słownik wszystko przyjmie.
…pominę samo konkretne wydarzenie, gdyż można przy okazji tego tematu postawić fundamentalne pytanie: ile korzyści, a ile strat przynosi człowiekowi internet?
medium to stało się obecnie podstawowym narzędziem w realizacji współczesnego wypaczania zagadnienia prawdy, która wg wielu „myślicieli” nie istnieje, a negacji podlegać może dosłownie wszystko. w tej konwencji można oczywiście zaprzeczać samemu zaprzeczaniu.
autorytety dziś nie istnieją i wszyscy mogą być autorytetami… i to w każdej dyscyplinie. tzw. wolność wypowiedzi i pozorna anonimowość w sieci, dodatkowo zachęcają wszelkich „ekspertów” do wypowiedzi na każdy temat.
negacji podlega także godność człowieka – czego wyrazem jest również tzw. hejt – w sieci i nie tylko. takie zaprzeczanie jest wygodne, gdyż nie wymaga ani większego zaangażowania, ani eksperckiej wiedzy.
dziś, aby „zaistnieć” wystarczy tanie urządzenie elektroniczne z interfejsem łączącym je z globalną siecią, która nie dokonuje samoczynnie żadnej selekcji wirtualnych i cyfrowych treści. paranoja? nieee – to współczesny „smart” świat, którego symbolem powinien zostać kciuk na wyświetlaczu oled.
Powstaje jeszcze pytanie – jak wrażliwi ludzie mają sobie z tym poradzić (hejtem)? Szczególnie ludzie młodzi, nieodporni na ciosy? To wielki problem socjologiczny współczesnego świata. Najlepiej by było pozostawać obojętnym, to znaczy nie czytać albo nie brać niczego bezpośrednio do siebie, tyle że łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Wrażliwy człowiek nie posiada grubej skóry. Ściek wyzwisk nie spłynie po nim jak woda po kaczce.